Zaczniemy od zacytowania księgi Urantii:
nie było to zgodne z żydowskim rozumowaniem, że spodziewany wybawiciel ma mieć boską naturę.
Oczywiście, że nie było. Żydzi wierzyli w jednego Boga i jednego czcili, także Jezus:
"Słuchaj, Izraelu, i pilnie tego przestrzegaj, aby ci się
dobrze powodziło i abyś się bardzo rozmnożył, jak ci przyrzekł Pan, Bóg ojców
twoich, że ci da ziemię opływającą w mleko i miód. Słuchaj,
Izraelu, Pan jest naszym Bogiem - Panem jedynym." (Pwt 6, 3-4)
"Zbliżył się także jeden z uczonych w Piśmie, który im się
przysłuchiwał, gdy rozprawiali ze sobą. Widząc, że Jezus dobrze im
odpowiedział, zapytał Go: «Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?» Jezus
odpowiedział: «Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden." (Mk 12,28-29)
Gdyby więc Maria usłyszała, że ma zrodzić istotę o boskiej
naturze, to by się zlękła; nie uwierzyłaby w to i najpewniej by uznała, że to
podszepty jakiegoś demona. Dla Żydów jedyność Boga była niezwykle istotna i
właśnie z powodu różnic w tym względzie nastąpiło rozejście się judaizmu i
chrześcijaństwa. Nie stało to się od razu ponieważ pierwsi wyznawcy Jezusa nie
uważali go za boską istotę. Gdyby tak było, nie mogliby nauczać o Jezusie w
synagogach, a to robili.
Kiedy
ludzie się rozchodzili, czterej mężczyźni [Jan Chrzciciel, Jezus i jego bracia]
wciąż stojący w wodzie, usłyszeli osobliwy dźwięk i zaraz ukazała się na moment
zjawa, bezpośrednio nad głową Jezusa i usłyszeli głos mówiący: „To jest mój Syn
umiłowany, którego sobie upodobałem”.
Zanim wyszli z Nazaretu, nowi
towarzysze Jezusa powiedzieli Józefowi i innym członkom rodziny Jezusa o
zadziwiających zdarzeniach z ostatnich dni i dali upust swoim wierzeniom, że
Jezus jest długo wyczekiwanym wybawicielem. Członkowie rodziny Jezusa długo o
tym wszystkim dyskutowali a Józef powiedział: „Może, mimo wszystko matka miała
rację – może nasz dziwny brat jest przyszłym królem”.
Juda był przy chrzcie Jezusa i razem ze
swym bratem, Jakubem, zaczął niezłomnie wierzyć w ziemską misję Jezusa.
Aczkolwiek obaj, Jakub i Juda, byli w rozterce co do natury misji ich brata,
ich matka wskrzesiła wszystkie swe wcześniejsze nadzieje odnośnie Jezusa jako
Mesjasza, syna Dawida i dodawała otuchy swym synom, aby wierzyli w brata, jako
wybawiciela Izraela.
Gdyby krewni Jezusa wiedzieli, że Jezus nie jest zwykłym dzieckiem, zwykłym człowiekiem, to by w niego wierzyli, tymczasem uwierzyli w niego (na przykład Jakub) dopiero po jego zmartwychwstaniu. W Nowym Testamencie mamy kilka fragmentów pokazujących, że rodzina Jezusa w niego nie wierzyła, a ludzie, którzy go znali wcześniej, mieli go za zwykłego człowieka i nie uważali, żeby można było się po nim spodziewać cudów itp.
Mk 3,21: „Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali
się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów».”
Mk 6,4: „A Jezus mówił im: «Tylko w swojej
ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony».”
Jezus
odziedziczył po swoim ojcu większość swej niezwykłej delikatności i
zdumiewającego, pełnego sympatii zrozumienia natury ludzkiej; po matce
odziedziczył dar wielkiego nauczyciela i silną tendencję do słusznego oburzania
się.
Uświadamianie
sobie boskości przez Jezusa było powolne a z ludzkiego punktu widzenia było
naturalnym, ewolucyjnym objawianiem.
Wobec powyższego rodzi się pytanie, na czym w takim razie polega wcielenie skoro naturę ma się według tego, jakie ma się geny, a nie stąd, że to wcielający się ma określoną naturę? Jeżeli Jezus to wcielony Michał, to dlaczego nie wiedział kim jest? Omówienie koncepcji wcielenia to jednak dłuższa sprawa, być może zajmę się nią w oddzielnym poście.
W
Nowym Testamencie mamy dwojakiego rodzaju relacje Jezusa o nadchodzącym
Królestwie. Jedne ewidentnie wskazują na zapowiadanie rychłego apokaliptycznego
końca świata z wszystkimi widzialnymi znakami na ziemi i niebie, co
najwyraźniej widać w szóstym rozdziale Mateusza. Drugie określają Królestwo
jako coś wewnętrznego, stan ducha, umysłu. Jak pogodzić jedno z drugim? Gdy
wykluczymy to, że uczniowie i apostołowie błędnie zrozumieli Jezusa, pozostaje
wytłumaczenie, że Królestwo duchowe, czyli przemiana duchowa, miało poprzedzić
Królestwo właściwe, czyli to, które nastanie po apokaliptycznym końcu świata.
Nie
czuł, że Ojciec go opuścił; po prostu w swojej zanikającej świadomości
recytował wiele Pism, pośród nich Psalm dwudziesty drugi, który zaczyna się od
słów, „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?”. I tak się zdarzyło, że był to
jeden z trzech wersetów, które wypowiedział dostatecznie wyraźnie, aby ci,
którzy stali blisko, mogli je słyszeć.
Ta
relacja stoi w sprzeczności z tekstem Nowego Testamentu. Ewangelia Marka
przedstawia to tak, że Jezusa słowa „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił” zrozumiano
jako wołanie Eliasza, czyli Jezus nie wypowiedział ich wyraźnie. Nie mógł też recytować
„wielu Pism” bo ukrzyżowanie powoduje straszny ból i problemy z oddychaniem, a
Jezus był wykończony już samą drogą na krzyż, w trakcie której był biczowany i
stracił dużo krwi. Relacja Marka i Mateusza (ale nie Łukasza i Jana) wygląda
tak, jakby pierwsze słowa Psalmu 22 były ostatnimi słowami Jezusa. Należy je
umieścić w kontekście słów wcześniejszych, które Jezus wypowiedział przed aresztowaniem
w czasie modlitwy: „Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten
kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!” (Mk
14, 35-36). Jeśli przytoczone słowa Jezusa są prawdziwe, to wygląda na to, że
Jezus liczył się z tym, że wypadki mogą potoczyć się tragicznie, ale jako w
pełni ufający Bogu Żyd niemal do ostatniej chwili liczył na to, że Bóg go
uchroni przed najgorszym. Tak się jednak nie stało, z czego zdał sobie sprawę
tuż przed śmiercią. Psalm 22 ma dwie części, pierwsza jest lamentem, druga jest
bardziej optymistyczna. Czy Jezus Marka i Mateusza odwołuje się do całości
tekstu, czy tylko do jego pierwszej części? Można odnieść wrażenie, że tylko do
pierwszej i chyba tak to odebrał Łukasz skoro ostatnie słowa z
najwcześniejszego Marka, którego zapewne znał, zamienił na „Ojcze, w
Twoje ręce powierzam ducha mojego”.
(Geza
Vermes w swojej książce „Autentyczna Ewangelia Jezusa” argumentuje, że Jezus
nie recytował pierwszych słów Psalmu 22, bo wypowiedział je po aramejsku, a
gdyby recytował Psalm, to zrobiłby to po hebrajsku. Z pewnością nie wszyscy
badacze się z tym zgadzają i większość uważa, że Jezus przytoczył pierwsze
fragmenty Psalmu 22. Przytaczanie pierwszego wersetu było jednocześnie wskazaniem
całego psalmu.)
Chrześcijańska
wiara w zmartwychwstanie opiera się na fakcie „pustego grobu”. Istotnie faktem jest, że grób był
pusty, ale to nie jest prawda o
zmartwychwstaniu. Kiedy przybyli pierwsi wierzący grób rzeczywiście był pusty i
ten fakt, w połączeniu z niewątpliwym zmartwychwstaniem Mistrza, doprowadził do
sformułowania wierzenia, które nie jest prawdą – nauczania, że materialne ciało
Jezusa zmartwychwstało z grobu.
Trudno powiedzieć, co dokładnie zrodziło wiarę w zmartwychwstanie Jezusa. Paweł z Tarsu nie potrzebował ani pustego grobu, ani ukazywania się ożywionego trupa Jezusa, jak to opisują Ewangelie. Wystarczył mu błysk i głos z nieba. Ponadto św. Paweł – a jego listy poprzedzają Ewangelie – w ogóle nie wspomina o pustym grobie i nie podaje tego jako argument za tym, że Jezus zmartwychwstał chociaż broni tej tezy. Podobnie nie wskazuje przykładu ukazującego się zmartwychwstałego Jezusa, gdy prowadzi dywagacje na temat natury zmartwychwstałych ciał, a przecież był to jedyny przykład, na którego podstawie mógłby coś o tym sądzić.
Przeciwko
tezie o pustym grobie świadczą też zwyczaje rzymskie. Ukrzyżowanych bardzo
często zostawiano na krzyżach przez wiele dni, a gdy już chowano, to w grobach
do tego przeznaczonych, często zbiorowych, a nawet w zwykłych dołach. Zwłok nie
wydawano rodzinom, a grobów (a najpierw wiszących na krzyżach) pilnowali
strażnicy, którzy byli bardzo surowo karani za niedopilnowanie ukrzyżowanych
albo zwłok. Tak więc nawet jeśli Jezus został pochowany (co jest możliwe, ale
nie będę tego tutaj rozwijał), to grób był pilnowany i gdyby zwłoki zniknęły, nie
obyłoby się bez konsekwencji.
Gdyby Jezus faktycznie zapowiadał swoją śmierć i zmartwychwstanie (i to aż trzy razy), to uczniowie i apostołowie nie uznaliby, że z chwilą ukrzyżowania (a nawet już w chwili aresztowania) cała sprawa z Jezusem się zakończyła. Tymczasem nie tylko wszyscy pouciekali, ale nawet nie dawali wiary tym, którzy zaczęli głosić, że Jezus zmartwychwstał. Nie dawali wiary nawet relacjom o pustym grobie. Takie opowieści kwitowano słowem „niedorzeczność”. Niemożliwe jest, żeby wszyscy zapomnieli o zapowiedziach Jezusa albo ich nie rozumieli, czy też nie dawali im wiary. A nawet gdyby, to przecież te słowa – wypowiedziane przez człowieka, który podobno chodził po wodzie, wskrzeszał zmarłych i zamieniał wodę w wino – te słowa były czymś, czego można było się chwycić jako czegoś, co jako ostatnie dawało nadzieję, że Jezus to faktycznie Mesjasz i sprawa jeszcze się nie zakończyła.
Księga
Urantii wiele miejsca poświęca Jezusowi, więc pewnie do tych tematów powrócę w
następnych postach.
Źródła:
https://www.urantia.org/pl/ksiega-urantii/przekaz-191-ukazanie-sie-apostolom-i-innym-przywodcom
https://infidels.org/library/modern/richard_carrier/resurrection/3.html#iv
G. Vermes, Autentyczna Ewangelia Jezusaa